Jak dobrze, że mrozy dały sobie spokój i mogliśmy wybrać się w góry. Wyjechaliśmy na dwa dni, ale za to w śniegu „po podwiązki”. Na Wysoką od Durbaszki przeszliśmy dzięki naszym trzem panom robiącym za ratraki. Strome podejścia i głęboki śnieg dały wyraźnie odczuć, co potrafi zdziałać natura. Przy okazji „wielkie brawa” dla projektanta stalowych schodów prowadzących na szczyt. Może kiedyś w takim śniegu sam przejdzie i oceni swoje dzieło. Kto był wie, co mam na myśli.
Wieczorem bal. Wodzirej Franek uformował szyk do poloneza, wprawił w ruch walczyka, a potem już samo się kręciło. Turyści nie zawiedli. Byli piraci, Cezar, hiszpanka, królowie, bałwanek, różowo-włosy z równie kolorową partnerką, wielka dama, diabliki, pokojówka, cyganka, arystokraci i jeszcze inne osobistości. ZA fantazjuje. DJ Boguś jak zwykle w świetnej formie.
A na drugi dzień nikt nie marudził. Po mszy w Jaworkach rozeszliśmy się na obrane indywidualnie trasy. My poszliśmy w małej grupie przez Durbaszkę do Szczawnicy. Mimo, że śniegu było prawie po uszy to Bartek z Robertem doskonale sobie z nim radzili. Wielokrotne przewrotki, zaśnieżone ubrania to sama radość. Czyżby powrót do dzieciństwa? Tylko śnieg za suchy do robienia kulek. Może na marcowej wycieczce pobawimy się śnieżkami i ulepimy zgodnie z obietnicą Jagódki bałwana?
Dorota
Co ja mam pisać jak wszyscy o wycieczce? Och! Ach!
O trasach nic, bo nic ciekawego nie słyszoł ani widzioł! No trochę śniegu i co tu się dziwić – śnieg jak śnieg!!
Podobno był bal karnawałowy, na którym rzekomo byłem. No i co ja słyszoł – muzykę Bogusia, którą on tylko lubi.
Nie miałem prawa odpocząć przy moich ulubionych tangach z przytu... tylko hop hop. Ale nasz kwiat (szczególnie grupa pościgowa) była nie do zdarcia. Bez jedzenia i picia tylko by tańcowali (dobrze im tak)
Chłopy (nie panowie) się nie popisały. Byli tekstylni i tylko psuli kolorowy bal.
Parę słów o prezesie. Nie tylko był tekstylny i zamiast otworzyć bal, to się szlajał po pokojach. Dopiero nasze niezawodne koleżanki, musiały go znieść na rękach na salę balową. Ale mu wybaczam, bo mnie poprosił do tańca – to był taniec, że ach!
Reasumując. Bartek ma szczęście. Znowu mu się udała wycieczka łącznie z balem, co grupa jednogłośnie zaakceptowała. Tylko ja się profilaktycznie wstrzymałem od głosu, bo najdrożej zapłaciłem za pokoik dla służby. To przez Zygmunta, który zachachmęcił łoże królewskie.
Krytykus d. Tytus
Jak karnawał, to karnawał !!!Przecież tańce mi nieobce!
Po raz pierwszy się wybrałam, lecz, przyznaję, byłam w kropce;
Widać, nie dla babci bale, bo, choć skakać chciały nogi,
Mózg przywołać nie chciał wcale rytmu z "Kawałkiem podłogi".
Szczęściem, atrakcyjny mega był korowód przebierańców;
-Każdy kostium się postrzega jako główny atut tańców.
W białych czapach żywopłoty, w sople strojne Pienin świerki...
Oj, sporo miały roboty aparaty i kamerki!
zakamuflowana(17:33 20.02.2012)
Turyści nie tylko chodzą (ale są też i tacy co gnają ) po górach, ale również potrafią świetnie się bawić.
Pierwszy dzień - sobota
Wyjście z Jaworek na Durbaszkę to w warunkach zimowych dla nas jest normą. Tym bardziej, że warunki pogodowe były wyśmienite. Niezmierzona ilość śnieżnego puchu stworzyła niesamowitą i fantastyczną scenerię. Brakowało tylko promieni słońca, niestety, schowane było za chmurami. Trasa na Durbaszkę była lekko udeptana, szło się w miarę swobodnie, płytko zapadając się w puchu. W schronisku pod Durbaszką, wiadomo, popas i wypoczynek. Dla ambitnych krótszy, bo idą zdobywać Wysoką, a dla mniej ambitnych (takich jak ja) dłuższy, bo schodzą tą samą trasą do Jaworek i miejsca zakwaterowania. Po obiedzie intensywne przygotowania do "balu przebierańców", który ma rozpocząć się o 19:00. Przygotowaniom towarzyszy duże podniecenie i ogromna ciekawość, kto "za i co" będzie przebrany. Większość uczestników pojawiła się w oryginalnych, ciekawych, barwnych i różnorodnych strojach. To piękne, że jeszcze chce się nam to robić! Kilka minut po wyznaczonej godzinie w rytmie poloneza korowód „przebierańców” oficjalnie rozpoczął bal. Zabawa była wspaniała, tańczyliśmy do upadłego w rytmach nam już dobrze znanych. Bal zakończyliśmy krótko po północy.
Drugi dzień - niedziela
cztery osoby, przeszliśmy Wąwóz Homole i dalej w kierunku Wysokiej. Niestety na polanie nad doliną zaczęło się głębokie zapadanie w śniegu. Trudności nasilały się proporcjonalnie do wagi ciała (chyba to mój problem), więc aby uniknąć nadmiernego wysiłku postanowiliśmy zawrócić. Dla nas jak widać ambicja nie jest największym atutem. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się na posiłku w Szałasie Bukowinki, tuż przy wyciągu narciarskim, skąd można było podziwiać rozległą panoramę Beskidu Sądeckiego i Pienin. Szczególne wrażenie robiły kamienie i głazy pokryte potężnymi czapami śniegu, a piętrzące się skały wapienne, nadały Homolu dostojności i majestatu. Powrót tą samą trasą i opuszczamy rezerwat przyrody oraz Jaworki. Reasumując - kolejna udana impreza wyjazdowa. Podziękowania dla prowadzącego i wszystkich uczestników za to, że byli i doskonale się bawili - i ja też!