Nowa Słupia

Wycieczka autokarowa
Wyjazd wielodniowy: 5.02.2005 (sobota) - 6.02.2005 (niedziela)

Prowadzący:

Janek Nalepka

Trasy:

Program
Sobota 5.02.2005r.
Trasa I:
szlak czerwony: Paprocice (370 m) – Jeleniowska Góra – Szczytnik (554) szlak czarny: Szczytnik 554 m) – Wałsnów (340m)
razem: podejścia: 184 m, odległość: 13 km, 15 pkt GOT, czas: 4h.20min
Trasa II:
szlak czarny: Nowa Słupia (290 m) – Chełmowa Góra (351 m) – Grzegorzowice – Wałsnów (340 m)
razem: podejścia: 61 m, odległość: 8 km, 9 pkt GOT, czas: 2h.
Ponadto: zwiedzanie Kopalni Krzemienia Pasiastego w Krzemionkach Opatowskich
zwiedzanie Sanktuarium Maryjnego w Kałkowie-Godowie.
Nocleg i impreza karnawałowa w schronisku PTSM „Pod Pielgrzymem” w Nowej Słupi

Niedziela 6.02.2005r.
Do południa:
szlak czarny: Wzdół Rządowy (380 m) - Kamień Michniowski (423 m)
szlak niebieski: Kamień Michniowski (423 m) – Muzeum Martyrologii Wsi Polskiej w Michniowie (300 m)
razem: 43 m, odległość 4 km, 4 pkt GOT, czas: 1h.
Po południu:
Trasa I:
szlak czarny: Suchedniów (260 m) – Rezerwat Dalejów (350) m
szlak zielony: Rezerwat Dalejów (350 m) – Rezerwat Świnia Góra (350 m)
szlak czerwony: Rezerwat Świnia Góra (350) – Szałas (320 m)
razem: podejścia: 90 m, odległość: 17 km, 18 pkt GOT, czas: 4h30min. Trasa II:
szlak zielony: Dąb Bartek w Bartkowie (300 m) – Wilczy Bór (300 m) – Szałas (320)
razem: podejścia: 20 m, odległość: 12 km, 12 pkt GOT; czas: 3h.
Trasa III:
szlak zielony: Dąb Bartek w Bartkowie (300 m) – Piechotne – Ciągłe – Samsonów „Sosenka” (280 m)
razem: podejścia: 0 m, odległość: 8 km, 8 pkt GOT; czas: 2,5h.
Ponadto: zwiedzanie ruin huty z 1817r. w Samsonowie.

Stronę sporządziła Ala Haponowicz.
Pogromcy gór, górek
i pagórków na urlopie !!!

Grażynka Bielach Zbyszek Musiałkowski
Grażynka Borowiecka Jan Nalepka
Bogumił Borowiecki Alicja Olender
Tytus Chorobik Bogusia Potocka
Bogumił Chwaja Marian Rajchel
Renia Chwaja Krystynka Rajchel
Ada Czuła Krystynka Richter
Marek Danecki Tadek Różycki
Elżbieta Derhartunian Elżbieta Siniewicz
Daniel Gierczyński Lucynka Szafraniec
Krystynka Gil Danusia Śliwa
Urszula Groblicka Izabela Świder
Ala Haponowicz Władysława Tarczyńska
Grażynka Janik Elżbieta Wąchal
Franciszek Janik Dziunia Wojdyło
Małgorzata Jurkowska Danusia Zawadzińska
Stefan Jurkowski Marian Zgała
Grażynka Kwinta Jan Zondiuk
Józef Mikuś

O wycieczce:

Autor i tłumaczenie z języka japońskiego:
Kura Siwo vel Joko vel Ada Czuła

Sikoku Tosa Honsiu, Atsumi Kawasaki
Hidaka Nobi Kiusiu, Wakasa, Nagasaki.
Ochiura Taira sumo, jamato Kobe seto
Monogatari Nippon, imari dżudo Kioto.
Sekura – jima seto, Asama Kitagawa.
Mino – owari Hida, Chigago Tokugawa.
Haneda Sumi Tomo, Tohoku Matsumato
Satsuma Hokuriku, Jwate Dewa Noto.
Aso Ara Echigo, Sumida Fudżi-jama
Bandai Kanto Asahi, Nagoya itaigana.
Nara Bungo Tokachi, kabuki Kura Siwo
Haikai Tokio Arita, Sumida Oja Siwo.
Kitakami Niigata, Nagana hirigana
Takanabu Toyama, Osaka katakana.
Abakuma Hakata, Mikuni Minamoto
Kiso Biwa Chichibu, Sagami Kumamoto.
Sepuku harakiri, kimono Jokohama
Suzuki Mitsubishi, Toyota ikebana.
Makimono na niby, poe-tycko po-hula
Jako tako u-brana zahu-kana Aduula
Co w tłumaczeniu znaczy:

Pragnę Wam podziękować za przyjęcie gorące
Dwóch zbłąkanych turystek, z kraju wiśni kwitnącej.
W tym nieznanym kraju, gdzie mróz szczypie nas w noski
Miałyśmy wiele przygód i dwie olbrzymie troski.
Byłyśmy sfrustrowane i prawie płaczu bliskie,
Gdy zamiast w Zakopane wwieźli nas w Świętokrzyskie.
Już dawno nie miałyśmy tak wielkiego „kłopota”
Nie ma gdzie zanocować, bo tu nie ma Mariotta.
Mamy euro, dolary - a noclegu nie kupi
Jakiś dobry tubylec przywiózł nas do Nowej Słupii.
Powiedzieli, że tu będzie duży Stefan i Gocha,
Będą tańce z muzyką – taka polska radocha.

Przed wyjazdem z Japonii w radiu o tym gadano,
Że Pan Bolek z Krakowa sto sześć lat skończył rano.
Porusza się bez laski i kaszki może jeść,
Wygląda znacznie młodziej – na dziewięćdziesiąt sześć.
W zeszłym roku wymienił parę części w szpitalu
By bez obaw o „zejście” mógł potańczyć na balu.
Zmienił rzepki w kolanach, zostały mu piszczele,
Prostowniki, zginacze oraz przywodziciele.
To są mięśnie podudzia i taka jest ich rola
By ułatwić Bolkowi tańczenie rock and rolla.

Staruszkowie w Japonii tak dobrze się czyją
A u Bolka włos rzednie, a hormony buzują.
Żona czasem narzeka na Bolkowe wybryki -
Może lekarz nie poznał, że to tylko owsiki
Spać nie dają Bolkowi, więc się wierci w pościeli
Od początku tygodnia, aż do świętej niedzieli.
Życzę panu Bolkowi, by żył sobie normalnie,
Lecz dla spokoju żony miał osobną sypialnię.
Niech senior żuje długo, dobrym zdrowiem się cieszy,
Podzespoły wymienia, do Buddy się nie spieszy.
Gdy osiągnie dwusetkę, życiem znudzić się może
Przyślę syna do Polski – w harakiri pomoże.
Do mauzoleum w Tokio zabierze marne szczątki,
I to będą Bolkowej kariery początki.
Turyści będą tłumnie zjeżdżać z całego świata,
Gdy dziś zgodę podpisze, pokocham go jak brata.

Szeptał mi dzisiaj z rana mój zacny, dobry duszek,
Że będzie dziś na balu trochę młodszy staruszek.
Młodszy od pana Bolka o jakieś trzydzieści lat -
Choć włos mu pobielał, to wielki z niego chwat.
Dla niektórych zebranych sprawa jeszcze nie znana -
Będziemy dziś świętować jubileusz Mariana.
Wygląda, że mężczyzna ta musi być szczęśliwa,
Bo często w góry chodzi i dziewczyny podrywa.
Krokami już przemierzył wzdłuż i wszerz Polskę całą,
A taki przebojowy, że ciągle mu za mało.
Ten ma olbrzymie szanse z Bolkiem współzawodniczyć,
Gdy trzy razy w tygodniu ping-ponga będzie ćwiczyć.
A ja mu dzisiaj będę życzyć oczu sokoła,
By tę małą piłeczkę, w locie zobaczyć zdołał.

Jaśko osiemdziesiątkę skończył lat temu pięć,
A na pań podrywanie starzec ma ciągle chęć.
Ładna młoda podwika przy staruszku się kręci -
Tak było na Mazurach – obraz ciągle w pamięci.
Jak satelity krążą – a to ruda, to siwa,
I bardzo trudno zgadnąć, na co on je podrywa?
Nie nadmiar tolerancji, bo czasem się nabzdyczy.
Nie mięśnie kulturysty – na siłowni nie ćwiczy.
Nie na nogi bocianie, nie na czuprynę lwa,
Dobrze ukryty walor pewnie chłopina ma.
Doświadczenie mieć musi stary lisek przechera,
Pięć żon zdołał wykończyć – i na inne spoziera.

Drugi Jasiek nie stary, a już świeci łysiną
Jak się szybko nie hajtnie, przyjemności go miną.
Uwiodłabym go chętnie, bo przystojny jak lala
Ale mój wiek mi tylko na adopcję pozwala.

Wspomnę jeszcze o Józku, co po szlakach się wlecze,
Ale wigor zeń uszedł, tak jak z dętki powietrze.
Stał się taki poważny, jak dostojnik państwowy,
By się z siebie pochichrać nie przychodzi do głowy.
Powinien zapamiętać, że kto często się śmieje
Ten masuje przeponę, szybko nie tetryczeje.

Tadeusz ma figurę jak uczeń w średniej szkole
Ale włos mu już zbielał i zmarszczkę ma na czole.
Już się za niewiastami ogląda sporadycznie,
A lat temu dwadzieścia robił to notorycznie.
Niedobrze z mężczyznami po czterdziestce się dzieje,
Chęci jeszcze młodzieńcze, a kręgosłup sztywnieje!

Franio mi już młodzieńca wcale nie przypomina,
Odkąd zgubił tupecik, mocno błyszczy łysina.
W talii sporo przybyło, bo pierożki się lubi
Zbyt wcześnie podtatusiał, niech choć pięć kilo zgubi.
Córy ma już dorosłe, obie piękne jak łanie
Nim upłyną dwa lata, Franek dziadkiem zostanie.

Stefan jeszcze nie zdziadział i humoru nie traci.
Jak mu w pasie przybędzie, to nie wejdzie do gaci.
Zimą w Polsce bez gaci w góry chodzić „nie nada”,
A jak chodzić przestanie, to zamieni się w dziada.
Zapamiętaj! Mniej piwka i mniej żarcia od rana,
Bo będziesz przypominać „owłosiona barana”.
Będziesz mocno puszysty, w miłości do niczego,
Więc Ci rogi przyprawi Twoja żona kolego.
Muszę jeszcze powiedzieć, jakie to bystre chłopie,
I tylko czasem pamięć u niego na urlopie.
Na prośbę swego szefa miał wycieczkę ogłosić.
Jest chętny do pomocy, nie dał się długo prosić.
Rzekł w mikrofon: „Kto miałby w niedzielę jechać chęć,
To BUS-em do Rajbrotu siódma czterdzieści pięć,
Przejście do Niepołomic i powrót do Krakowa”.
Ten Rajbrot wymyśliła Stefana tęga głowa,
O czym on wtedy myślał i co mu w duszy grało? -
Bo oprócz Niepołomic, to niż się nie zgadzało!
Szef, gdy się zorientował, kto narobił bigosu,
Przez dziesięć minut nie mógł wydobyć z siebie głosu.
Potem zaklął paskudnie, raz bladł, raz się czerwienił,
Usiadł przy telefonie i Rajbrot w Chobot zmienił.
Szczęście, że szef jest mądry, nie dał się wykołować -
Uczestnicy wycieczki mogli w domu nocować.
Po tej wycieczce wszyscy mieli stargane nerwy -
Stefan wlókł ich po puszczy siedem godzin bez przerwy.
Z jego winy wylali w koszule sporo potu -
Dlatego, że nie chcieli przez Wiśnicz iść z Rajbrotu.

Marian R. to mężczyzna najpiękniejszy w Krakowie
Jeszcze czterysta włosów hoduje na swej głowie.
Rozbrajający uśmiech, do tańca zawsze skory,
A liczko ma rumiane jak świeże pomidory.
Nogi jak u jelenia, aż do ziemi dostają,
Ci co teraz się śmieją, na nogach się nie znają.
Tors wypięty do przodu, bary jak u niedźwiedzia -
Nie zmyślam ani trochę, sam mi o tym powiedział.
Gdyby nie był żonaty, wlokłabym do ołtarza.
Ma tylko jedną wadę, zbyt często się obraża.
Kiedy mężczyzna bywa ładniejszy od niewiasty,
To siłą rzeczy musi być czasem humorzasty.

Tytus choć czwartą „...siątkę” już przekroczył w tym roku
Jeszcze młodym na rajdach umie dotrzymać kroku.
Dostał nowy plecaczek, a więc zużyć go musi.
Obecność pań na rajdach do wędrowania kusi.
A może to z powodu nabytych paru „...siątek”
Już nie patrzy na starsze, ale lgnie do dziewczątek.
Kokietują pannice przystojnego pradziadka,
Bo czują się bezpieczne, nie zagraża im wpadka.
Radzę młodym panienkom, przy wyobraźni braku,
Nie chodzić za Tytusem, raczej trzymać się szlaku.
On roli przewodnika już od roku nie sprosta,
Idzie gdzie ścieżka dobra, ubita jest i prosta.
Czasem musi nadkładać spory kawałek drogi,
Bo nie patrzy na szlaki, ale patrzy pod nogi.
Proszę jutro uważać, bo to nie maj a luty
Może zboczyć ze szlaku i iść z panną na skróty.
Gdyby w puszystym śniegu chciał z panną „barabarać”
To tylko długie nogi będą ze śniegu wystawać.

Zbyszko niczym Apollo był lat temu trzydzieści
A tera swoją talię ledwo do portek mieści.
Może ma pod koszulą duży chleba bochenek,
Więc się wcisnąć nie może do obszernych spodenek.
Nie lubi w grupie śpiewać, nie pali się do tańca,
Woli popijać piwko, wódeczkę albo grzańca.
Czasem takie okazy w przyrodzie się spotyka,
Które nie lubią stada, wolą do matecznika.
Z kilku osobnikami umyka ze stada z cicha
I piją ze źródełka, co nigdy nie wysycha.
Gdy się dobrze nawodnią, to ryczeć im się chce,
Czasem do drugiej w nocy – Stefan coś o tym wie.
Woda źródlana dobra, kiedy mała jej ilość,
W nadmiarze powoduje bóle głowy i otyłość.
Co gorsze powoduje duże na pęcherz parcie -
Autobus musi stawać w pół godziny po starcie.
Na te częste postoje traci wiele czasu -
Uwielbienie przyrody tak ich ciągnie do lasu.

Bogdan Renatki przywiądł jak śliwka w listopadzie,
Może zbyt późną nocą do łóżka spać się kładzie?
Może częste pieszczoty, kondycję jego „zbili”?
Dziś nie mógłby już dźwigać ze Stefanem Maryli.
Jeszcze pięć lat temu wyglądał bardzo pięknie -
Gdy będzie tego słuchać, z rozpaczy chyba jęknie.
Nie ma się co przejmować swym wyglądem nad „miara” -
Dwie operacje twarzy i nie pozna go stara.
Wybulisz chłopcze na to marne 300 dolary,
Będziesz młodo wyglądać, a czuć się tak jak stary.
Nadal będziesz Bogdanie tego kółka ozdobą.
Operacje nie straszne, ja to mam już za sobą.

Boguś duchem jest młody, a kręgosłup do bani -
Ja się tego dowiedzieć od jego miłej pani.
Musi zadbać o kościec, o głos i o figurę,
Kto będzie solo śpiewać jak John żre siódmą kurę?
Co dzień powinien ćwiczyć pompki oraz kołyski,
Nie zechce - to na rajdach pogubi w lesie dyski.

Czy jest z nami dziś Marek, co nie stosuje diety,
Lubi popijać piwko, a nie lubi poety?
Z gatunku jadowitych, złośliwościami kłuje,
Ale jest zbyt powolny, niewiele upoluje.
On musi być złośliwiec – nieszczęśliwa chłopina,
Chiński lekarz powiada, że to wątroby wina.
Czasem jego złośliwość do łez słuchacza wzrusza -
Ja go chyba „polubić”, bo to pokrewna dusza.

By się prawdy dowiedzieć, dałabym czapkę gruszek:
Czy w Waszej paczce bywa mężczyzna nie staruszek?
Kiedy patrzę po sali, panie to kwiat młodzieży,
A panowie przejrzali, aż trudno w to uwierzyć.
Ja już o nic nie pytam, słyszę groźne pomruki.
To co pisała Joko, ja tylko przetłumaczyć.
Ja być wierna tekstowi, ja nic nie przeinaczyć.
Joko jest mądra – jasnowidz z krwi i kości
Trzeba na nią uważać i mieć się na baczności.

Franiu Janik:
Jasiu stanął na wysokości zadania i zafundował nam karnawałowy autokar. Bliżej mu było do ukraińskiej m a r s z r u t k i niż do pojazdu zwanego autokarem. Ale 39 osób jakoś się zapakowało. Całe szczęście, że za kierownicą zasiadał as kierownicy-Krzysiu. Droga upłynęła nam z dużymi urozmaiceniami. Przód autobusu - afryka, ty - syberia. Szyby pozamarzane-dobrze nie trzeba było oglądać widoków. Ale za to atmosfera szampańsko-karnawałowa powiedziałbym przedbalowa. Uroku dodawały śliczne niebieskie firanki. I takim to wehikułem wylądowaliśmy na rynku w Nowej Słupi. Trasa biegła przez rezerwat modrzewia i muszę przyznać niektóre drzewa okazały się starsze od naszego Tytusa i Bolka razem wziętych! Pogoda wspaniała, lekki mrozik i słoneczko. Oczywiście widoki wspaniałe bo udało nam się pogubić szlaki, wiec dla zaprawy nadłożyliśmy trochę kilometrów, <oczywiście nie wszyscy, tylko gaduły>. Następny punkt programu Krzemionki Opatowskie-cofnęliśmy się w czasie o 5 tys. lat do epoki krzemienia łupanego. Znajdowała tu się olbrzymia kopalnia krzemienia pasiastego, wydobywanego nawet z głębokości 12 metrów. Tysiące szybów prowadziły w głąb ziemi by wśród pokładów wapnia znaleźć konkrecje krzemienia. Katorżnicza praca, ale widocznie trud był opłacalny bo świadczy o tym wielkość kopalni. Atrakcją zwiedzania było przejście odrestaurowanymi korytarzami kopalni przystosowanymi do zwiedzania. Praca prehistorycznych górników odbywała się w kucki przy skąpym łuczywku, mając za narzędzia kawałek kości i kamienny pobijak. Zwiedziliśmy też odrestaurowaną osadę z tamtych czasów. Ostatnim punktem programu było zwiedzenie sanktuarium Kałkowie. W ciągu 30 lat ksiądz Wala z zapomnianej, zabiedzonej wioski kieleckiej uczynił miejsce znane w całym kraju i nie tylko. Zaczynał pracę misyjną w starej szopie, a tu czekał na nas olbrzymi kompleks sanktuaryjno - pielgrzymkowy. Cześć z nas oglądało Panoramę Świętokrzyska, kukiełkowe przedstawienie dziejów Polski i regionu. Do końca wytrwało kilka osób bo temperatura w sali była zimniejsza niż na powietrzu. Lepiej mieli ci co zwiedzili Golgotę. Na koniec kościół z kopią obrazu Matki Boskiej Licheńskiej. Przemarznięci jak to się mówi do szpiku kości dojechaliśmy na nocleg do Nowej Słupi. Schronisko powitało nas ciepłem i miłą atmosferą. Ciepła herbata i kolacja szybko zmieniła nastrój na brazylijski karnawał. Ale to już inna bajka.

Zakończenie karnawału w Górach Świętokrzyskich
Autorka: Ada Czuła

O rajdzie w Świętokrzyskie opowiem nie obłudnie
Było uroczo, pięknie, było po trzykroć cudnie.
Słońce i mróz wetknęły w śniegi gwiazdek miliony,
Pejzaż, gdzie okiem sięgnąć, bielutko zaśnieżony.
Mróz, choć niezbyt siarczysty, trochę nas w noski szczypie,
A jodła czapę śniegu Jaśkowi w kołnierz sypie.
W sobotę trasa krótka – Słupia – Góra Chełmowa.
Nogi się oszczędzają, o balu myśli głowa.
Zanim ciało zwiotczeje, zanim dopadnie zawał
Trzeba beztrosko, hucznie, kończyć krótki karnawał.
Zjechano punktualnie do Słupi, do schroniska.
Zaczęto się przebierać, każdy humorem tryskał.
Był anioł ze skrzydłami, dwa diabły, czarny kotek
I z lat trzydziestych parę jeszcze nie starych ciotek.
Trzy japonki w kimonach, z włosem upiętym w koczki,
I z wachlarzami w rękach stawiały drobne kroczki.
Szogun w złotym kimonie, z bronią sieczną u pasa,
Drugi w blado-różowym – widać niższa klasa.
Piękny łabędź z baletu, czarny tylko w połowie,
Oraz arab z Kuwejtu z brylantami na głowie.
Cyganka kruczowłosa i dwa błazny cyrkowe -
Miały stroje i nosy bajecznie kolorowe.
Z setkami gwiazd na szacie weszła noc granatowa,
Pod gwiezdnym kapeluszem kryła się także głowa.
Był zbój z okiem podbitym, w tatuaże zdobiony,
Czarną kulę u nogi nazwał imieniem żony.
Jedna panna ubrana była kuso, niemodnie
A kilku smętnych panów włożyło zwykłe spodnie.
Wirował w takt muzyki korowód pań i panów,
Bo turyści nie gęsi, ani stado baranów
Umieją cieszyć się życiem, w górach, w lesie i sali
Gdzie gra skoczna muzyczka lub wiatr świszczy na hali.
Gdy wybiła dwunasta, chociaż mieli opory
Na głos cichy rozsądku wcisnęli się w śpiwory.
W niedzielę znów na trasę, choć mróz szyby haftuje
Nikt piwka nie nadużył, każdy świetnie się czuje.
Plecaki w bagażniku upchane niczym śledzie
Autokar, choć dziurawy, to z Krzyśkiem jakoś jedzie.
Kiedy włącza dmuchawy – auto w saunę zmienia, Ale tylko od przodu do czwartego siedzenia.
Środek w miarę normalny, w tyle dzwonią zębami,
Przypomina to Sybir, a nie klimat Miami.
Południowe słoneczko śnieg przytapia na dachu
Bogusia swój parasol rozkłada, nie ma strachu!
Na głowę jej nie leje, ale radość trwa krótko.
Woda ciurka w parasol, na kark kapie wolniutko.
Mamy saunę, prysznice, lodówkę, tak jak w domu
W tej jeżdżącej na kółkach niedużej kupce złomu.
Chociaż żal serce ściska, wracamy do Krakowa.
Po drodze są przystanki – pierwszy – koło Bartkowa.
Tu 700 lat temu, a są na to dowody,
Z jednej małej żołędzi wyrósł pomnik przyrody.
Staruszek wiekopomny obawia się niebytu
Pręży konary w górę, na tle nieba błękitu.
Śnieg osiadł na gałęziach, jakby chciał go odmłodzić.
Nasz czas szybciej upływa, musimy już odchodzić
Zielonym szlakiem, drogą, potem prosto do lasu,
A na koniec czerwonym prościutko do Szałasu.
Krok za krokiem pośpiesznie dreptamy śnieżny puszek,
Bo na parkingu czeka nasz blaszany staruszek.
Chociaż też jest wiekowy, to nie rzęzi z rozpaczy,
Że się może na drodze ze starości rozkraczyć.
Jeszcze jeździ po drogach, choć się bardzo naraża,
Bo właściciel mu przyrzekł wizytę u blacharza.
Parę łat mu przyspawa, gdzie zagięte - wyklepie,
Da lakier - autko będzie jak pacjent po przeszczepie.
Choć sama niedomagam, mam pamięci zaniki
Z autokarów w podróży wolę młodsze roczniki.
Kończy się piękny weekend, wracamy do Krakowa,
Ostatni punkt programu, jazda do Samsonowa.
Zobaczyć starą hutę, a raczej szczątki huty,
Zbieramy maruderów, którzy poszli na skróty.
Młodzi, a już leniwi, nie mają czym się chlubić,
Mogliby w dłuższej trasie trochę sadełka zgubić.
Trasa była przepiękna, szeroka, wyrównana,
Przecięła las zielony, w złotym słońcu skąpana.
Tak kończy się rajd cudny i bal karnawałowy,
We środę większość pójdzie popiołem sypać głowy.

Zdjęcia:

Nowa Słupia 5.02.2005 00:00


Komentarze:

brak

Dodaj komentarz:





« Wróć do listy wycieczek