Pogórze Wielickie
Wycieczka środkami komunikacji zbiorowejData: 16.07.2007 (poniedziałek)

Prowadzący:
Jan NalepkaTrasy:
Trasa piesza: Łazany – Dobranowice – Grajów – Raciborsko - Gorzków.NIEDZIELNI SPACEROWICZE 111
Bielach Grażynka
Boczarska Dorotka
Borowiecki Boguś
Borowiecka Grażynka
Chorobik Tytus
Gil Krystynka
Groblicka Ula
Haponowicz Ala
Jurkowski Stefan
Mikuś Józek
Nalepka Jan
Richter Krystynka
Różycki Tadek
Szafraniec Lucynka
Szynal Robert
Wojdyło Dziunia
Zgała Marian
Zondiuk Jan
Alli Szakal
O wycieczce:
Ala Haponowicz:W autobusie relacji Kraków-Limanowa, kierowca sprzedając ósmy z kolei bilet do Łazan, zainteresował się, co się tam będzie działo. Nasz dowcipniś Jasiek poinformował go, że jedziemy tam na wiec Samoobrony. Ula i Dziunia rozanielone śliczną pogodą szły sobie spacerkiem do przystanku i oczywiście dotarły nań po naszym odjeździe. Busem rozpoczęły gonitwę za nami. Wysiadły w Łazanach a nie jak przez chwilę zamierzały w Łapanowie. O ósmej wystartowaliśmy na trasę, o której niewiele mogę powiedzieć poza tym, że Jasiek wodził nas przez 6 godzin po Pogórzu Wielickim z góry i pod górę, do przodu i do tyłu, to w prawo to w lewo, każdym rodzajem dróg i bezdroży. Szosowaliśmy asfaltem, przedzieraliśmy się przez suche i podmokłe lasy, ganialiśmy po łąkach i polach obżerając się po drodze ogromną ilością słodziutkich śliwek, soczystych gruszek i jabłek, wyjątkowo łatwo miażdżących się orzechów a więksi zapaleńcy latali jeszcze skutecznie po lasach za grzybami. Oczywiście w tych okolicznościach kompletnie straciłam orientację, co do kierunku i poza tym, co napisano w zwiastunie. Zarejestrowałam tylko informację od Jasia o mijanym w Łazanach kościele gotyckim, z nagrobkiem Lubomirskich i oryginalnym schowku na monstrancję umieszczonym w pniu starego dębu. Po dwóch godzinach, przez Dobranowice przedzierając się lasem do Grajowa, natknęliśmy się na jakąś dziwną wysoką na moje oko na 3 m kamienną kolumnę, zachodząc w głowę czy to pomnik Światowida (cztery ściany na wszystkie strony świata) czy jakaś kapliczka, – ale były to tylko gołe ściany bez żadnych widocznych inskrypcji. W Grajowie minęliśmy jakiś zamknięty dla zwiedzających dworek, chwilę jak cywilizowani turyści szliśmy żółtym mijając ośr. wyp. „Magura”, by znowu zanurzyć się w gęstym lesie i „na szagę” dotrzeć do Raciborska (rozległa wieś wzmiankowana już w XIV w.). Dla nas miejsce okazało się jak zaklęte, gdyż mimo informacji na drogowskazie, że do Gorzkowa jest 3 km, to my przez prawie 1,5 godz. ciągle kręciliśmy po wzgórzach i lasach cały czas mając na tabliczkach mijanych domów nazwę Raciborsko. W końcu wyrwaliśmy się z zaklętego kręgu i mając w oddali niebiesko-biały widok wodociągów z wodą dla Krakowa i szkołę przy działce Bogusia, już bez przeszkód dotarliśmy do mety. Cóż można dodać. Cała trasa była przepiękna. Ze wszystkich stron rozległa panorama Beskidów i Tatr. Pierwsze odznaki jesieni (patrz klonowy liść w moich włosach i suwaku Roberta), śliczna pogoda i aż duma rozpiera, że tak blisko i tanio od Krakowa mamy tak piękne okolice. W tych przecudnych okolicznościach przyrody podarowaliśmy Jaśkowi to ponadplanowe wodzenie raz w prawo, raz w lewo i w kółeczko, ale na ”Krzesło Kantora” już nie daliśmy się namówić – tym bardziej, że na mecie u Bogusia i Grażynki w Gorzkowie czekała nas uczta. W końcu o godz. 14-tej dotarliśmy do celu i o dziwo zmęczenie minęło od razu. Tu dowiedzieliśmy się, że nasi gospodarze obchodzą właśnie srebrne wesele i 15-rocznicę działkowania w tej ślicznej okolicy. Uczta, jaką z tej okazji wyprawili powiększona o specjały przyniesione przez współbiesiadników urozmaicana wspólnymi śpiewami i wspominkami z naszych wypraw skończyło się dopiero po zachodzie słońca. BYŁO SUPER W KAŻDYM CALU!