Jadzia Magdoń
30.07.2009 23:33 (czwartek) Większość zdjęć pochodzi ze strony Bolka Kopca. Zamieścił RSChciałabym serdecznie podziękować Państwu za obecność w życiu i w pożegnaniu mojej Mamusi.
Pozostała treść:
Z ogromnym wzruszeniem przeczytałam wspomnienia, które napisali Jej Przyjaciele. Zachowam je na zawsze. Góry i wędrowanie były Jej prawdziwą miłością i największą pasją. Dawały radość, siłę i energię. Cieszyliśmy się, że znalazła Przyjaciół, z którymi świetnie się czuła, którzy podzielali Jej zainteresowania. Leżąc w szpitalu mówiła mi, że nie chce radia, gazet, książek bo Ona sobie cały czas wędruje, przypomina szlaki i widoki.
Mam głęboką nadzieję, że w tych nowych górach, do których teraz trafiła jest Jej równie wspaniale ...chociaż ja tutaj nie umiem bez Niej żyć.
Ania
O tych, którzy odeszli nie mówi się źle. O Jadzi nikt nigdy nie wyrażał się źle! Niemożliwe? Możliwe! Przez ponad 50 lat naszej znajomości pamiętam ją zawsze uśmiechniętą, tolerancyjną, wyrażającą swoje zdanie w sposób dowcipny, ale wyważony i delikatny.
A przecież jej życie nie było usłane tylko różami. Całe – do ostatnich dni – poświęciła innym.
Rodzinie – począwszy od wieloletniej opieki nad chorą obłożnie matką.
A potem małżeństwo i chluba rodziców: córka Ania, która wspaniałym charakterem przypomina mamę.
I dalej: codzienna, długoletnia opieka nad wnukami oraz mężem.
Jak by tego było mało - od wielu, wielu lat opiekowała się chorymi w hospicjum, oczywiście bezinteresownie. Działała równocześnie w zespole charytatywnym przy Parafii.
Dzisiaj uświadomiłem sobie, że Niebo musi istnieć, chociażby dlatego, aby miały gdzie odpocząć osoby takie jak Jadzia. A gdy odpocznie, może znów zjawi się na ziemi aby pomagać innym? Kto to może wiedzieć?
Jan
P.S. Z naszym kołem wędrowała przez ostatnie parę lat. Nawet jeszcze w czerwcu tego roku.
Chodziła wspaniale. Tryskała dowcipem i humorem. Cieszyła się ogromną sympatią. Nigdy nie skarżyła się na trasy, organizatorów czy też na współspaczy na wycieczkach wielodniowych. Będzie Jej nam bardzo brakowało!
Jadzia pracowała ze mną lata w Instytucie Fizyki, ale bliżej poznałam ją dopiero na wycieczkach, w górach. Była już wtedy na emeryturze. Niezliczone godziny milczenia i rozmów na szlakach odsłaniały powoli niezwykłą postać człowieka czynu, błyskotliwej inteligencji i niesłychanej energii życiowej. Jej wrażliwość na potrzeby innych ludzi przejawiała się natychmiastową reakcją - pomocą, w której nie liczył się trud ani czas. Kilka lat była wolontariuszką w hospicjum, ostatnio opiekowała się starszymi osobami u Helclów. Pracowała charytatywnie w swojej parafii, dyskretnie, niestrudzenie. Odpowiadała z uśmiechem, że przecież ktoś musi to robić... A wszystko to - tak zwyczajnie, jakby nigdy nic...
Jednocześnie, ofiarnie i z miłością pomagała córce i jej rodzinie, prowadziła z mężem własny dom.
Miała dziesiątki zaprzyjaźnionych osób, których los obchodził ją na bieżąco. Była niezwykle uczynna, pomagała wręcz odruchowo, życzliwie, z troską.
Jednocześnie emanowała optymizmem, humorem, ciekawością świata. Teatr, wystawy, koncerty - wszystko to mieściło się jakby mimochodem pomiędzy licznymi obowiązkami. Wiele w życiu podróżowała. Kochała wędrowanie. Na szlaku odżywała, nabierała tam tej swojej niespożytej siły. Była idealną towarzyszką na trasie, odważną, zdecydowaną, lojalną.
W słoneczny, upalny dzień 30-go lipca 2009 r przeprowadziliśmy ją ze szlaków górskich na wieczne...
Roma

















« Wróć do listy galerii